W pierwszej części zasygnalizowałem, iż zdrowie jest najcenniejszym darem życia i należy o nie dbać poprzez odpowiednie zachowania oparte na rzetelnej wiedzy biologicznej, a nie na utartych, często fałszywych przekonaniach. Nie należy też chować głowy w piasek, wymigując się tym, że istnieją lekarze i oni o wszystko zadbają. Ich pomoc jest potrzebna wtedy, kiedy faktycznie być powinna – ale nie należy w ten sposób zastępować samodzielnego dbania o zachowanie zdrowych ciała i psychiki.
Unikaj białej śmierci – mleko, cukier i biała mąka w odstawkę
W poprzedniej części podałem też jako przykład problem z jajkami i fałszywym mitem o rzekomej ich szkodliwości. Takich mitów krąży wśród ludzi wiele, np. o wyższości walorów zdrowotnych margaryny nad masłem, czy oleju rzepakowego nad smalcem odnośnie smażenia potraw – oba mity są niestety fałszywe. Co gorsza – problemem jest też powszechna kampania dotycząca zdrowotnych zalet mleka (choć to, co kupujemy w sklepie i potrafi stać przez pół roku w kartonie poza lodówką, nie psując się – trudno nazwać mlekiem od krowy) – ten fabryczny produkt jest szkodliwy dla prawie połowy społeczeństwa, które nawet nie zauważa zależności między swymi postępującymi przez lata chorobami przewlekłymi a wpływem owego mleka na organizm. Do jego trawienia potrzebne są odpowiednie enzymy, a u wielu osób one zanikają, a pokarm nie trawiony musi być wydalony – w dużym skrócie można uznać, że dla tych osób owo mleko jest źródłem zaśluzowania organizmu, a dokładniej układu pokarmowego (choć to spory skrót myślowy). Mleko krowie jest bowiem przeznaczone dla cieląt, a mleko kobiet dla małych dzieci – i to trzeba zrozumieć, gdyż nawet dorosłe krowy nie żywią się własnym gatunkowo mlekiem. Jednym z przykładów różnic między mlekiem człowieka a krowim jest fakt, iż mleko krowie zawiera składniki niezbędne do rozwoju u cieląt rogów i kopyt. Czy dzieciom jest ten składnik potrzebny? Nie, stąd w XXI wieku pojawiły się proszkowane produkty pozyskane z krowiego mleka z usuniętymi niektórymi składnikami – nazywane mlekiem modyfikowanym. Ok, najmnijesze dzieci są w ten sposób lepiej chronione przed zgubną propagandą zdrowej szklanki mleka – ale już te w wieku szkolnym i dorośli nie, bo oni podobno mogą do woli pochłaniać swoje szklanki pełne białego płynu wprost z kartonu…
Są i inne durne i szkodliwe fałszywe mity, jak np. to, że jakoby główną przyczyną otyłości było spożywanie tłuszczy zwierzęcych. Owszem, nadmiar każdego produktu żywnościowego jest szkodliwy, ale jak pokazała w USA moda na unikanie tłustych potraw – nie dała ona nic, a raczej mocno pogłębiła problem otyłości w tym kraju. Gdzie tkwi przyczyna? Z pewnością w zbyt dużej ilości spożywanych pokarmów, ale to za proste wyjaśnienie. Problemem jest po pierwsze zdecydowany nadmiar w pożywieniu przetworzonych węglowodanów w stosunku do reszty składników oraz mało wartościowa żywność. Głód pojawia się u ludzi nie tylko z powodu potrzeby pozyskania odpowiedniej liczby kalorii (którą w łatwy sposób pozyskujemy z węglowodanów zwykle tych przetworzonych), ale także wtedy, gdy brakuje nam różnych składników niezbędnych do właściwego funkcjonowania – mowa tu np. o witaminach i minerałach. Braki choćby tylko kilku z nich mogą stać się przyczyną trudnego do zaspokojenia głodu, a co za tym idzie, do ciągłego napychania się kolejnymi pustymi węglowodanami prowadzącymi już wprost do otyłości.
Tak – w XXI wieku to cukier jest jednym z najważniejszych wrogów zdrowia (choć jest ich dużo więcej, a to za sprawą przetworzonej żywności okraszonej konserwantami, barwnikami, zagęszczaczami itp. paskudztwami). Trudno dziś znaleźć produkty spożywcze przetworzone nie zawierające cukru, co gorsza od dziecka nasze organizmy przyzwyczajane są do odbioru przez kubki smakowe odpowiednio słodkich smaków potraw. Człowiek wyzwolony z tego nałogu ma zupełnie inne poczucie smaku, ja sam jako jeden z wyzwolonych mogę skomentować choćby soki owocowe z kartonów – przykładowo soki jabłkowe to obrzydliwie przesłodzone płyny, które nie mają wiele wspólnego z jabłkami. Proces technologiczny jest iście kosmiczny, jak bowiem wytłumaczyć choćby przezroczystość takiego soku? Czy ktoś próbował sam uzyskać sok z jabłek, choćby przy użyciu sokowirówki? Czy komukolwiek poza fabryką udało się uzyskać przezroczysty płyn o smaku jabłek?
No dobrze, ale nie chodzi tu tylko o słodzone napoje (w tym gazowane, już nawet coca-cola produkowana jest także w wersjach rzekomo bez użycia krystalicznego cukru – to zwykła zmyłka, bo zamienia się jedną substancję szkodzącą na inną), lody, słodzenie herbaty, ale o wszelkie dania gotowe i wiele innych codziennie spożywanych produktów. Na tym jednak nie koniec, cukry formalnie należą do szerszej kategorii, którą nazywamy węglowodanami. A najpowszechniejszymi ilościowo spożywanymi produktami z tej kategorii są ziemniaki i pieczywo (czyli pojawia się kolejny biały składnik – biała mąka). To od zawsze produkty traktowane jako wypełniacze żołądka dla biednych ludzi, którym brakuje pieniędzy na bardziej wartościową żywność. Jeśli dorzucić do tego rewolucję w produkcji pieczywa z ostatniego dwudziestolecia – to mamy kolejnych podejrzanych w śledztwie dotyczącym poszukiwania przyczyn wielu chorób. Ale czy to znaczy, że należy całkowicie odrzucić węglowodany z naszego menu? Absolutnie nie! Chodzi o zracjonalizowanie ich ilości przez zmniejszenie spożywania zwykłych wypełniaczy żołądka (pieczywo, ziemniaki) na rzecz większej ilości warzyw i wartościowych białek.
Ponadto słusznym posunięciem będzie rezygnacja ze słodzenia herbaty – ten krok może wydawać się trudny – sam go przeszedłem i proces przystosowania organizmu polegający na odstawieniu krystalicznego cukru trwał u mnie około 3 tygodni, w czasie których ze zdwojoną siłą pojawiał się głód, po tym czasie wszystko wróciło do normy. No może z tą różnicą, że wiele zmieniło się w moich odczuciach smakowych, wówczas już rzeczą naturalną było odrzucenie soków z kartonu, bo zwyczajnie były dla mnie za słodkie i nijak miały się do smaku owoców, z których ponoć je wyprodukowano. No właśnie – i tu dochodzimy do sedna, dobrym i prawidłowym źródłem wartościowych węglowodanów są świeże (lub poza sezonem ich występowania suszone, względnie mrożone) owoce i warzywa, a także zboża (ale nie mówię tu o paskudnym przecukrzonym musli, do którego zalecają porcję mleka na śniadanie – ta mieszanka prędzej czy później każdego doprowadzi do poważnych schorzeń, których nijak nie skojarzy z tym rzekomo zdrowo skomponowanym posiłkiem!).
Podsumowując – nie zamieniaj siekierki na kijek, tu nie chodzi o zastąpienie cukru (sacharozy) miodem, ksylitolem, czy innym paskudnym słodzikiem – chodzi o odzwyczajenie organizmu od spożywania nadmiernie przesłodzonych produktów – po tej metamorfozie wcale nie trzeba będzie się katować dożywotnim niejedzeniem słodyczy czy ciasta – na takie produkty można sobie od czasu do czasu pozwolić, choć i tu nasz nowy smak sam będzie wskazywał, że niektóre z tych produktów już są dla nas za słodkie i z nich sami zrezygnujemy na rzecz np. takich, które zawierają większą ilość kakao (np. czekolada deserowa zamiast mlecznej).
Natura zawsze daje nam dobre wskazówki
A teraz jeszcze coś o mojej drodze do zdrowia. Na całe szczęście mój organizm był na tyle mądry, że w dzieciństwie sam bronił się z całej siły przed krowim mlekiem i jego produktami (i tu uwaga, śmietana zwłaszcza wiejska, a nie sztucznie zagęszczana – jest już produktem w miarę naturalnie przetworzonym i nie stanowi takiego zagrożenia dla zdrowia jak mleko z kartonu, to samo z prawdziwym masłem, czyli o zawartości min. 82% tłuszczu zwierzęcego). Jednak co do cukrów pod każdą postacią, to nie miałem świadomości ich szkodliwości i takiego nadmiaru w swym menu. Oczywiście za warzywami nie przepadałem, bo to naturalna konsekwencja osób uzależnionych od słodzenia wszystkiego. Dziś chętniej sięgam po warzywa, a kolorowo na talerzu, to zawsze przyjemny widok. Co więcej, żadnym problemem nie jest dla mnie wypicie soku z cytryny. A o kolejnych krokach w zdobywaniu wiedzy o zdrowiu napisałem więcej w części 3.