Tak się złożyło, że mój brat szuka wciąż nowych źródeł wiedzy, w tym z różnych niezależnych telewizji internetowych i tam natknął się na Jana Pokrywkę prowadzącego Akademię Długowieczności. On, podobnie jak Słonecki, uważa, że lepiej zajmować się procesem zdrowienia (wychodzenia z chorób), niż ciągłym leczeniem. Obaj też uznają jako główną przyczynę chorób zatoksycznienie organizmu. W wielu sprawach są zgodni co do zaleceń, jednak mają też różne podejścia do niektórych zagadnień. Np. Jan Pokrywka zamiast stałego stosowania mikstury oczyszczającej (być może jej nie zna, nie testował) poleca dorosłym stosowanie suplementacji magnezu (również w wersji chlorku magnezu, ale jako rozpuszczonego w wodzie, a nie w postaci tabletek dojelitowych). I tu pojawiają się głosy krytyki internautów, że przecież istnieje wiele lepiej przyswajalnych związków magnezu. Na co doktor Pokrywka odpowiada w jednym z materiałów wideo, że tak ma być, bo chlorek magnezu przy poziomie przyswajalności 30-40% (dotarcia do komórek organizmu) w pozostałej swojej części ma dodatkowe zadanie usprawniać proces uszczelniania jelit (bez wchodzenia w szczegóły, jeśli to prawda, to ma to działanie podobne do elementu gojącego mikstury oczyszczającej Słoneckiego, choć być może nie aż tak skutecznie). Sam jestem potwierdzeniem tego, że mimo ciągłego korzystania z dobrodziejstw mikstury oczyszczającej bez suplementacji magnezu powracają objawy jego niedoboru (choć odżywiam się w miarę zdrowo, nie palę, nie piję kawy, unikam stresu). Co ciekawe, według doktora Pokrywki niedobory magnezu są odpowiedzialne za ubytki wapnia w kościach u osób starszych, gdyż z kości pobierane są rezerwy magnezu, a ten musi być w odpowiednich proporcjach z wapniem w kościach, więc i wapń jest wtedy pobierany i do nich nie wraca, jeśli magnez zostanie w pełni zużyty przez komórki całego organizmu. A to oznacza, że uzupełnianie magnezu zabezpiecza przed osteoporozą, problemami z zębami itd.
Postanowiłem sam zainteresować się szerzej tym, co ma do zaoferowania doktor Jan Pokrywka. W pierwszej kolejności zapoznałem się z jego książką „Na zdrowie! Jak osiągnąć harmonię ciała, ducha i umysłu”. Współautorem jest Filip Żurakowski, który jako trener biznesu i rozwoju osobistego zadbał o to, aby książka była jak najbardziej przyjazna czytelnikowi.
Jak wspomniałem wcześniej, większość porad jest zbliżonych do tego, co zaleca Józef Słonecki, różnice są w szczegółach, np. spożywanie oleju lnianiego tłoczonego na zimno versus spożywanie świeżo zmielonego siemienia lnianego w koktajlu błonnikowym (to sugestia Słoneckiego). Jest też w tej książce (wydanej w 2014 roku) sporo sugestii na temat rozwoju duchowego i spokoju wewnętrznego. Ciekawych rzeczy dowiedziałem się też na temat samej wody. Podobnie jak Słonecki, doktor Pokrywka nie zaleca stałego picia wód wysokomineralizowanych (jeśli już to tylko okresowo bezpośrednio w uzdrowiskach według zaleceń dostosowanych do objawów). Wodę powinniśmy pić przegotowaną (a wcześniej oczyszczoną w miarę możliwości, bo woda ma nam służyć do wypłukiwania toksyn, a nie dostarczania minerałów, te pozyskujemy z pożywienia) – woda nieprzegotowana bywa ponoć jedną z przyczyn tycia społeczeństwa (po szczegóły kieruję do książki).
Wiedza doktora znacząco wykracza poza to, co opisał w książce, bowiem interesuje się on głównie długowiecznością i opracowuje jak najlepsze schematy dążenia do długiego życia w zdrowiu. Oto relacja wideo, podczas której Jan Pokrywka omawia 5 filarów długowieczności:
Dodatkowe informacje można znaleźć też w kolejnej książce Pokrywki i Żurakowskiego „Odpowiedzi doktora Pokrywki” wydanej pod koniec 2015 roku, kiedy to pojawiła się również czwarta, ostatnia już część cyklu „Zdrowie na własne życzenie” Józefa Słoneckiego (mowa w niej głównie o jego szerokich doświadczeniach z bioenergoterapią).
W ramach eksperymentów po zakończeniu wcześniej opisanej kuracji multioczyszczającej (pozostając oczywiście stale przy miksturze oczyszczającej i koktajlu błonnikowym) postanowiłem wykorzystać jeden z tych filarów proponowanych przez doktora Pokrywkę, chodzi o zioło Bajkalinę, którą przyjmowałem w dawce leczniczej przez 2 miesiące (podstawowa wersja zakłada przyjmowanie okresowo przez 6 dni i przerwę 10 tygodni). Zgodnie z przewidywaniami u osób, które czują się potencjalnie zdrowe (bez wyraźnych oznak ciężkich chorób przewlekłych), żadnych zauważalnych objawów stosowania Bajkaliny nie zauważyłem.
Po zakończeniu stosowania Bajkaliny rozpocząłem kolejny eksperyment: to taksyfolina w tabletach w dawce 100mg dziennie (bajkalska, pozyskiwana z rosnących tam drzew), substancja z kategorii flawonoidów (podobnie jak wyciąg z pestek grejpfruta czyli Citrosept), która jest antyoksydantem o najwyższym wskaźniku ORAChydro (oxygen radical absorbance capacity), choć to chyba nie jest główna jej cecha wpływająca pozytywnie na zdrowie człowieka. Zalet marketingowych nie zamierzam tu przytaczać, bo każdy producent lubi się przechwalać. Angielska wersja Wikipedii powołuje się na źródło badań, w którym taksyfolinę wykorzystywano jako wzmacniacz działania antybiotyku w przypadku lekoopornych szczepów bakterii. Co ciekawe, związek ten występuje również w ostropeście plamistym, choć w mniejszych ilościach (zapewne około 10 razy) niż sylimaryna, którą do produkcji leków na wątrobę pozyskuje się właśnie z owego ostropestu. Być może dlatego korzystny wpływ taksyfoliny na wątrobę uzasadnia jedno z zastosowań tego flawonoidu: leczenie kaca (jak twierdzą niektórzy mający możliwość przetestowania taksyfoliny do takich celów). Podobnie jak w przypadku Bajkaliny, stosując przez 2 miesiące suplement zawierający taksyfolinę z małą dawką witaminy C, również nie zauważyłem żadnych objawów poprawy zdrowia (powyżej pewnego progu na prawdę już trudno o dalszą i zauważalną poprawę, stąd moje oceny nie są zbyt obiektywne) czy nasilenia się objawów oczyszczania organizmu.
W opisie stosowania taksyfoliny była informacja, że po 2 miesiącach należy zrobić miesiąc przerwy i potem naprzemiennie miesiąc jej stosowania i miesiąc przerwy. A że miałem wykupione w promocyjnej cenie opakowania na 4 miesiące, należało wypełnić dwie przerwy miesięczne. Zakupiłem więc w ramach dalszych eksperymentów dwie litrowe butelki z płynem SILOR+B – polski wynalazek na bazie krzemu i boru (w postaci płynu wypijanego 3 razy dziennie po 15 ml), do tego postanowiłem przestawić się na ponoć najlepszą formę soli kuchennej – różową sól himalajską (źródło wielu minerałów i pierwiastków śladowych). Ten krok polecić mogę każdemu, bo sama sól nie jest tak droga (jakieś 5-7 zł na allegro – ale uwaga na podróbki! lepiej kupić w zaufanym sklepie z artykułami Bio), jak wspomniane tu różne suplementy, a poza tym stosuje się ją w małych dawkach (polski zamiennik o ponoć zbliżonych cechach to Sól Kłodawska niejodowana, widziałem ją kiedyś w Carrefour). Krzemem zainteresowałem się po przeczytaniu książki doktora Krzysztofa Janusza Krupki „Krzem. Pierwiastek życia”, w której podkreśla on ważną rolę tego pierwiastka w budowie organizmu. Okazuje się, że mimo iż jest to najpowszechniejszy pierwiastek spośród tych znajdujących się w postaci ciała stałego (choćby piasek), to nie wszystkie jego formy są dla organizmu przyswajalne i miewamy często niedobory krzemu. Wynika to z faktu, iż „Od kilkudziesięciu lat gleby w Polsce, ale nie tylko, alkalizuje się wapniem i jego solami do poziomu pH 6,2. Powoduje to wiązanie się krzemu w nierozpuszczalne sole, co skutkuje tym, że rośliny rosnące takiej glebie mają stałe niedobory krzemu.”. Zatem żywiące się roślinami zwierzęta, a na końcu człowiek spożywający zarówno rośliny jak i te zwierzęta – otrzymuje zbyt mało krzemu z pożywienia.
Naprzemienne stosowanie taksyfoliny i owego płynu z krzemem i borem zajęło łącznie pół roku – bez zauważenia jakiś wyraźnych efektów zdrowotnych (w tym reakcji herxheimera, no może poza jednym katarem). Czy warto było więc sięgać po te preparaty? Może mocno schorowanym pomogą (choć to dość drogie rzeczy, jeśli już to w pierwszej kolejności skorzystałbym z Fortakehl D5), pozostali powinni trzymać się prostych zasad Słoneckiego.
Co innego, jeśli ktoś chce czegoś więcej i np. według zapewnień Jana Pokrywki stosuje profilaktycznie Bajkalinę na przedłużenie życia w dobrym zdrowiu (tu badania naukowe potwierdzają taką tezę – przez przypadek odkryto ten fakt w ramach rozwoju badań nad kosmetykami). Wówczas wystarczy 1 opakowanie rocznie w 5 cyklach z przerwami co około 10 tygodni. I ja się postanowiłem przekonać zarówno do owej Bajkaliny (jako test długoterminowy), jak i stosuję zasady zdrowego życia według Słoneckiego.
A skoro już pojawiło się nazwisko Jana Pokrywki, sprawdziłem też jego wodę redox (filtrowana, gotowana, nasycona wodorem i naenergetyzowana, sprzedawana w szklanych butelkach o poj. 270 ml), przez 42 dni piłem po 1 butelce, faktycznie smaczna, ale i tak jak przy innych kolejnych wynalazkach, żadnych objawów u siebie nie zauważyłem, choć w tym przypadku to raczej należałoby stosować taką wodę stale (jak twierdzi Pokrywka). Testowałem też przez 4 miesiące w okresie zimowo-wiosennym witaminy K2-MK7 oraz D3 (w ilości 2000j, czyli dużo wyższej, niż zalecają przestarzałe polskie normy), czyli te składniki, których, jak twierdzi Jerzy Zięba, ponoć większości Polaków brakuje. Tu ponoć po dłuższym stosowaniu ludzie mocno zauważają poprawę, ja najwyraźniej nazbyt zdrowy jestem, żeby stać się jeszcze zdrowszym 🙂 Na pewno nic z wymienionych preparatów mi nie zaszkodziło.